DOSTĘPNE W CHODZĄ SŁUCHY STORE

1A1A1A1A

Marcin Mieszczak - Kamyk… przyczyną może być lawiny

Marcin Mieszczak - Pasjonat muzyki progresywnej i psychodelicznej, jazzu, americany oraz płyt winylowych. W pewien upalny wieczór założył Psychosondę.

 


Winylowy „Wu-Wei” jest wyjątkowy z kilku względów i o każdym z nich chciałbym tutaj pokrótce napisać. Wszystkie one prowadzą do jednej konkluzji: dobrze ten album mieć u siebie na półce. Przy okazji warto się pospieszyć, bo to edycja limitowana do 500 egzemplarzy.

Wu-Wei czyli tak, jak ma być
Ta płyta jest zapewne taka, jak Piotr Banach. A na pewno taka, jak Piotr Banach w wieku lat czterdziestu. Jak sam artysta pisze we wkładce do albumu, postanowił zrobić sobie prezent i w zaciszu domowego studia, z przyjaciółmi za mikrofonem, nagrać płytę. Jest więc szczera i bezkompromisowa. Buja i daje do myślenia.

„Coś więcej niż płyta”
„Kamyk” – urzekająca gitarowa ballada zaśpiewana przez Gutka, mogąca jednocześnie pełnić rolę manifestu Piotra Banacha (jeśli to nie za duże słowo), rozpoczyna ten album. Wprowadza słuchaczy w klimat ciepłych gitar i klawiszy, którym rytm wyznacza elektronika. Dzięki stosunkowo oszczędnej aranżacji atmosfera płyty jest kameralna i swobodna, słucha się tego raczej jak opowieści starego kumpla, a nie rockowego wyjadacza. Zostajemy więc wciągnięci w świat subtelnej elektroniki, reggae i ambitnego, gitarowego popu i instrumentalnych poszukiwań brzmieniowych.

Ale nie o szufladkowanie stylistyczne tu chodzi. Wszystko wydaje się spójną całością, od czasu do czasu zaskakując nieco tekstowym bądź muzycznym mrugnięciem oka (np. w lingwistycznej zabawie Abradaba w „Kurłach”, dość motorycznej i transowej „Duszy”, w której śpiewa Tomasz Lipiński czy bluesującym „Musimy się nauczyć siebie” z Dziun na wokalu, która zresztą ze swoim słodkim i niewinnym głosem tworzy w dużej mierze klimat tej płyty). Te piosenki (a do wszystkich teksty napisał Piotr Banach) to takie podpowiedzi, co zrobić, aby było dobrze nam i z nami.
Chodzą słuchy, że jest dobrze
„Wu-Wei” jest świadectwem pasji nie tylko Piotra Banacha i jego gości, którzy nagrali i wyprodukowali tę płytę 13 lat temu, ale także tych, którzy zadbali o jej winylową edycję. Mówię tu głównie o Piotrze Mamcarzu z Chodzą Słuchy Records oraz Panu Winylu (Tomku Olszewskim). Ta pasja przełożyła się na brzmienie (po masteringu Kamila Łazikowskiego jest ono cieplejsze, co jeszcze bardziej podkreśla pierwotny charakter płyty) oraz na piękne wydanie: w gatafoldzie z 8-stronnicową książeczką i płytą CD w bonusie.

Na winylach znalazły się też dodatkowe utwory, których nie ma na wydaniu CD sprzed lat, z instrumentalnym, hipnotyzującym i odrobinę psychodelicznym „Nynelem” na czele. Płyty są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i fioletowej.
Kamyk… przyczyną może być lawiny
Kapitalny album w wyjątkowej edycji musiał mieć nietuzinkową premierę. Muzyczna historia, rozpoczęta w warszawskim mieszkaniu na Kabatach w 2005 roku, swój ważny punkt miała jesiennego wieczoru roku 2018. Spotkaliśmy się z Piotrem Banachem 30 listopada w SoundClubie w Warszawie. Przysłuchując się naprzemiennie rozmowie muzyka z Piotrem Metzem oraz dźwiękom z tego nowego winylowego wydawnictwa, nie sposób było nie odnieść wrażenia, że Banach i Wu-Wei to jedno.

OBSERWUJ NAS W SIECI

 

 

fb

 

yb

 

Mówią, że facet powinien spłodzić syna, zasadzić drzewo i wybudować dom. Są od tego wyjątki. My, buntownicy z wyboru, dawni punkowcy, zagorzali rock’n’rollowcy. Obiecaliśmy sobie kiedyś, że wchodząc w kryzys wieku średniego nie reaktywujemy kapeli z kumplami, tylko po to aby zagrać najgorszy koncert świata. Postanowiliśmy coś więcej. Nie grać, a wydawać. I słowa dotrzymaliśmy. Wydajemy winyle.

 

RECENZJE ON-LINE